piątek, 30 listopada 2012

Remember.

rodzinne gotowanie . Taaak! superzabawa.

Próbuję napisać tą notkę trzeci raz. Więc proszę o wyrozumiałość dla moich dziwnych nawyków.

Miło, miło. 
Całkiem fajny dzień. Co prawda wolałabym spędzić piąteczek gdzieśtam, z kimśtam. Ale siedzę tutaj, sama ze sobą. Taaaak. Zrobiłam sernik, teraz mam trochę przerwy i będziemy robić pieczeń. Muszę się przyznać że w kuchni to za dobra nie jestem ale dziś każda para rąk się przyda.
Odwołali nam angielski więc postanowiłam poleżeć na łóżku Ewy słuchając Gorillaz. Obeszłam też 4571820 razy inter marche w poszukiwaniu świeczek w kształcie cyferek ;D Ale spokojnie. Znalazłam. 
Trochę zmarzłam ale jakoś wrócilam do domu. Zjadlam obiad, zrobiłam budyń na muffiny. Usiadlam przed komputer i tak jakoś się szlajam w necie bez większego celu. 

Grałam w grę. Zakochałam się w niej i nie ma to, tamto- grałabym w nią całą wieczność. Nie wiem czemu ale na maksa przypomina mi Czas na przygodę. 
Czytałam wczoraj fajnego bloga ( http://www.littlefre4k.blogspot.com/ ), było tam co-nie-co o bajkach, w tym Adventure Time. Tak jakoś mi się przypomniało o tej grze. Znalazłam ją latem. Przeglądałam besty i tak jakoś wyszło, że grałam w nią jakie 4, 5 godzin. Pierwszy raz przechodziłam ją przez tydzień. Jestem bardzo kiepska w grach zręcznościowych. Nigdy nie potrafiłam przejść pierwszego świata Super Mario. Teraz przechodzę ją w dwie godzinki z przerwami. 


Podobne jak nic. 
http://besty.pl/1571096 - link do gry.




Mój tata mówi że będzie śnieg!
Tata ma chorą rękę i właściwie ja uważam że powinien mieć ją w gipsie. No i chyba będzie miał. 
W każdym razie, to prawa ręka i nawet palcem nie może kiwnąć. Musimy radzić sobie same a wnoszenie stołów i krzeseł na najwyższe piętro w bloku nie byłoby fajnym doświadczeniem. Zadzwoniłyśmy po kuzyna.
Poprzestawiał wszystko i jest ok. 

Za dwie i pół godziny będzie grudzień -,-"
Nie wiem jak wam ale mnie wydaję się to dziwne. Czuję się jakby dopiero wczoraj skończyły się wakacje. 
Ale to chyba dobrze. Będąc totalnie zniechęcona nauką cieszę się jak dziecko, bo to znaczy, że już niedługo nowe wakacje. Ale koniec drugiej gimbazy jest równoznaczny z rozpoczęciem trzeciej. Nie mam zamiaru opuszczać tej szkoły. Przywiązałam się do niej bardziej niż do podstawówki. Jasne że mam sentyment do chóru, za którym tęsknię tak bardzo zimą (to przez kolędy i te sprawy;)). Ale właściwie to była jedyna rzecz, która dawała mi frajdę. Jakoś nie byłam zżyta z klasą, wiec... Za to, tu jest inaczej. 
Mam super klasę, wychowawcę. Nauczyciele są też spoko. Na serio, nie ma dnia w którym bym się nie śmiała. Choć często było tak że nie powinnam. Czy śnieg, czy deszcz, czy słońce. 2B zawsze bawi się tak samo.
Rzecz w tym że nie wyobrażam sobie dwóch rzeczy. Po pierwsze - jakieś dzieci przejmą moją klasę, będą siedzieć przy moim stoliku na świetlicy i lampić się na ludzi w łazience na drugim piętrze. Druga rzecz to ja w liceum, technikum... Jacie! Nie mam pojęcia. Żadnych wizji. Nic. Nie chcę zostawić tej szkoły. NIE I KONIEC.

I wiecie co? Mój rocznik jest w połowie edukacji gimnazjalnej. I zostało mi jeszcze półtora roku. Ale ja już się boję. Bo nie mam pojęcia jak będzie a boimy się rzeczy, których nie znamy. 


I moja siostra wzięła mój szal. Jestem zła bo będzie pachniał nią. A miał być tylko mój ;C 

czwartek, 29 listopada 2012

Ekoland.

Szlag by to wszystko trafił.

Kupiłam sobie mazaki, gumę do żucia i grapefruitową pomadkę. Kocham Lidl.

Kurczę!
To będzie długi weekend.
Zaczyna się już jutro.

Nie ważne.
no co Tadzik? 
Nie było mnie tu.

środa, 28 listopada 2012

in side.

Muszę zrobić sobie przerwę. Przerwę od wszystkiego.

Może ktoś, ktokolwiek byłby ze mną i powiedział mi... powiedział mi cokolwiek co sprawi że poczuję się dobrze. Powiedział mi wszystko z jakimkolwiek uczuciem w oczach. Mam już dość niedomówień i niewypowiedzianych słów. Doskonale wiesz o czym mówię...

fot. Laura Makabresku 

Cudnie cytrynowo 

wtorek, 27 listopada 2012

dizizyns.

Próbuję jakoś ogarnąć tego blogspota bo już mam dość szukania blogów, których czytam w historii. Ale jakoś mi coś nie idzie.

Nie było kartkówki z geografii *__* Oglądaliśmy film i robiliśmy bańki. Na angielskim zrobiłam matme, a na matmie czytałam. Na fizyce słuchałam a na plastyce rysowałam ale nie cieniowałam! Na godzinie Rafcio  bujał mnie na krzesełku. Po lekcjach zjadłam obiad w świetlicy i poczłapałam z Ewą do domu. Przez pół godziny gadałyśmy o prezentach na gwiazdce. A jak wróciłam do domu to włączyłam komputer. I już nie wyłączyłam.

Jestem w miarę zadowolona z obrotu spraw, bo ogólnie wstałam rano z przekleństwem na ustach. Nie mogłam zasnąć. Serdecznie polecam modlitwę do anioła stróża. Mnie od razu pomogła. Szczerze, po tylu nie do  końca przespanych nocach - nawet na to nie liczyłam. Jakoś tak wyszło że miałam nie ciekawe sny i obudziłam się zmęczona oraz wkurzona. Minęłam się z czasem i do Ewy przyszłam po czasie. Oberwałam ale jakoś przeżyłyśmy.
Do szkoły szłam z przeświadczeniem że jakoś pooddycham przez powiedzmy te 15 godzin i pójdę spać. Niestety jeszcze muszę napisać wypracowanie na polski. Moja biedna polonistka nie bardo wie jak bardzo nas wkurza.

Do końca dnia leżę w łóżku. Nic więcej nie chce mi się robić. Nikt się do mnie nie odzywa więc sobie sama posiedzę w czterech ścianach.
Jest strasznie ciemno i zimno. Oczy mi się kleją.. Może obejrzę sobie atomówki i napiszę tą kartkę z pamiętnika zadedykowaną mojemu zmarłemu towarzyszowi Bogumiłowi. Ech.. Nie ma to jak wspomnienia z  powstania listopadowego.

A w środę jest sztuka i mamy temat indywidualny *___* Uwielbiam to bo wszystko skupia się na nas jako odrębnych jednostkach. Każdy z nas dostaje inny temat, dostosowany do naszych umiejętności czy też ich braków. Zadania są zazwyczaj trudne i wymagają dużego skupienia. Ale właśnie to jest fajne. Właściwie  to nie liczy się nic tylko to co masz na kartce. I możesz robić co chcesz ... A ja będę robić piórkiem. WŁAŚNIE.
Uzupełnię Tumbrla, atomówki sobie odpuszczę ale z chęcią po napisaniu wypracowania przygotuję coś na jutro. Bo w końcu piórko mam ^^

Jakie płatki lubisz najbardziej? 

poniedziałek, 26 listopada 2012

nuts.

Miłe poniedziałkowe popołudnie spędzone na bezsensownym trwonieniu czasu. Tak właśnie powinno być.
Mam lekki tydzień bo jedyny sprawdzian jaki miałam do napisania, już napisałam a została mi tylko dodatkowa kartkówka z biologii.

Brakuje mi tępego romantyzmu! Już wiem dlaczego się tak na niego uwzięłam pisząc ostatnią notkę. Brakuje mi niewiarygodnie nierealnych historii miłosnych z książek... Brakuje mi myślenia tylko o książce. Tylko o Danielu i Grace, o Danielu i Lucie, o Grace i  Richu, o Harrym i Ginny, o.. o kimkolwiek...
To jest super *__* Nie myślisz o niczym innym. Tylko o tym co mogłoby się zdarzyć. Moje problemy odchodzą na bok. Nieprzyjemnie obowiązki spełniam szybko, dokładnie żeby tylko przeczytać akapit, stronę, zdanie. I tak będzie.Jeszcze trochę. przebrnę przez dwie książki i będą mikołajki! I będzie nowa książka. Jaram się taktaktak.

Kto nie lubi jesieni?
Wszyscy lubią. Ja lubię jeść obiad jak jest ciemno i oglądać seriale. Fajne jest siedzenie w łóżku o piątej i uczenie się na fizykę, matematykę na raz. Fajne jest słuchanie starych piosenek i jedzenie słodkich pierników. Lubie łazić po domu w szlafroku i słuchawkach. Ale i tak najlepsze jest picie trzech herbat na raz. A jak już wychodzę na dwór to trzy razy owijam się szalem. Cieszę się że moje marzenie się spełniło i mama zrobiła mi szaliczek. Uwielbiam zakładać czapkę taty i getry. I tak zawsze mi zimno i dodatkowo zakładam kaptur.

Właściwie to powinnam się uczyć bo przed chwilą się dowiedziałam o kartkówce z geografii. Właśnie!
Zadzwonię do Ewy, pewnie nic nie wie, 

niedziela, 25 listopada 2012

cine.

Dobrze dobrze,
Przeturlam się przez ten tydzień i znów będzie super hiper fajny weekend.


Mój tata nie umarł i baaaardzo się cieszę. Moje sny są straszne a mój tata będzie żył wiecznie.

Muzyka z filmów jest fajna. Ta ze zmierzchu jest albo beznadziejna albo nogi się pod nią uginają. TAK. Jestem pieprzoną romantyczką i nie jestem z tego dumna. Życie jako realistka byłoby o wiele prostsze. Bez  tych wiecznych nadziei i rozmyślania o przyszłości w wyjątkowo ZA kolorowych barwach.  Moja pasja do czytania książek i epickiej muzyki tego nie ułatwia. Takie życie. Jak zawsze coś nie pasuje.

Robienie prezentów dla młodszej starszej części naszej rodziny spadło na mnie. Wybieram się zatem do księgarni na połów.
Sama sobie prezenty chyba już wybrałam. Zostanę przy farbach od rodziców i książce na mikołajki. Jeśli dostanę to to będę bardzo szczęśliwa. Na niczym innym mi nie zależy. Choć będę prosić mamę o kinderniespodziankę. To jest tradycja a tradycji się nie porzuca!

Pamiętacie wycieczkę do Berlina? Ojejku! Ile tam było świąt. Wszędzie były święta. Nadal czuję smak kasztanów w ustach. Mimo wszystko były dobre. I Schockoladen Apfel <3 mniam.



Chyba muszę kończyć bo mama każe się uczyć i poczytać . Dobrze dobrze mamusiu ;*

http://www.youtube.com/watch?v=UrMmr1oMPGA&feature=autoplay&list=TL0NGRgNzwDX8&playnext=1

http://www.youtube.com/watch?v=JaAWdljhD5o&feature=BFa&list=TL0NGRgNzwDX8

Najlepsze z najlepszych.

sobota, 24 listopada 2012

soluszons.

Beznadziejnie kazanie w kościele... Bardzo pesymistycznie zaczynam notkę ale taka prawda. Przyznam, że nie słuchałam uważnie wszystkiego. Wychwyciłam kilka zdań, które przeczyły same sobie. Nie ważne...

Dzień zaczął się od miłego poranka w łóżku. Zjadłam sobie śniadanie i posprzątałam w samotności bo wszyscy pojechali na zakupy.Zrobiłam też obiad i jakoś próbowałam się zabrać za lekcje ale robienie sernika z mamą było fajniejsze. Jako superbohater stertę zadań z całego tygodnia zrobiłam w pół godziny przed kościołem. W między czasie zrobiło się tak ciemno że gdy wyszłam z domu o 16.45 było już totalnie ciemno.
Po kościele przeszłyśmy do mnie i sama nie wiem jak minął nam czas do 21.00

Teraz siedzę sobie przed telewizorem i oglądam Kevina. Za chwilkę muszę oddać komputer Agnieszce bo chciała oś załatwić.(Kevin wygląda jak Markus)

Święta się zbliżają a tym czasem przyszedł adwent! Z chęcią przejdę się kilka razy na 6.00 z Marta.
Chciałabym się zastanowić co  dostać na święta. Za każdym razem gdy się nad tym zastanawiam dochodzę do wniosku że wszystko już mam. Ewentualnie jedna książka i farby. Ale kiedy myślę o tym co mogłabym mieć to szaleję na punkcie wszystkiego. Dajcie mi radio i płytę BBC. Tak tegoo bym chciała. Ale nadal nie wiem o co prosić. Może czas w końcu na miłe, rodzinne święta?

idę uzupełnić zeszyt.

piątek, 23 listopada 2012

szafa i osiem. A może radyjko?

Słucham sobie Lucy Rose. Ma strasznie relaksujący głos. Zaraz tu zasnę.
Cały stres, który mnie otacza, próbuję odreagować w postaci snu. No i udaje się ale nie mam czasu.

Cały ten mój "stres" ogranicza się do szkoły i przyjaźni. Spójrzmy prawdzie w oczy. Nic nie trwa wiecznie. O wszystko co kochamy musimy walczyć codziennie. Szkoła pochłania większość mojego czasu, mojej siły, moich chęci. Ale nadal zostaje wiele dla Ewy, Bugi, Marty. Jak można ich nie kochać, no jak?! Hymm?
Większość mojej siły czerpię ze spotkań takich jak te dzisiejsze. Z łażenia po wioskach i odrywaniu kawałek, po kawałku całego św.Mikołaja z czekolady. Psychodeliczne zabawy i doprowadzanie siebie do szaleństwa w brew pozorom działam pozytywnie na moją psychikę, ;)

Opisując dzień od początku mogę stwierdzić, że był bardzo udany i z ulgą zakomunikuję że chyba wróciłam do normy.
Rano załapałam małe załamanie nerwowe bo nie mogłam znaleźć getrów. Przeżyłam to jakoś ale na dzień dobry przywitała mnie piątka z fizyki więc od razu wszystko ze mnie zeszło. Zostały tyko do napisania dwie kartkówki i jedna poprawa. Poprawa z chemii poszła gładko, kartkówka tak samo a biologię udało mi się przerobić. Może p.L wygląda jakby nie miała większości wnętrzności- ale serce ma.
Na wdż. nie ogarnęłam nic więc jeśli pewnego dnia nie będę mogła zajść w ciążę podziękuję Bogumile albo ukradnę jedno dziecko z jej przyszłej bandy bachorów.
Po lekcjach udałam się na przemiłą pogawędkę z p.Ewą i dostałam pysznego pierniczka murzyna.
Odebrałam też kwestionariusz na WOŚP w domu kultury ale wracałam się do szkoły bo zapomniałam kserówek dla Juleitty. Podrzuciłam je jej i poczłapałam w końcu do domu.
Jakoś przetrwałam godzinkę przed komputerem i poszłam sobie na angielski. 4+ z maturasoluszons. :D jej!
Pouczyłam się trochę słówek i poszłam do domu oglądać pozom 2.0
Debata na temat miłości, czemu nie.
Spacer z Marta, Lidl, Gimnazjum, ławka, Ewa, płyta. Pomijamy.

Teraz sobie tak siedzę i myślę że już bardzo późno. Powinna spać albo coś. Właściwie to sama nie jestem pewna czy to co piszę trzyma się kupy.

W każdym razie wracając do samego początku notki, to idąc w pomarańczowej mgle, zadałam sobie sprawę że nic nie jest wieczne oprócz pracy. Nią wywalczysz sobie przyjaźń, miłość, przyszłość. Ale kiedy już ją masz, to nadal musisz walczyć o nią. Codziennie przez całą wieczność, na zawsze. Jestem zmęczona i boje się ale nie mam zamiaru przestać bo lubię wracać wymęczona przez pomarańczową mgłę i mieć w życiu więcej niż oceny w szkole.

we were alone. 

czwartek, 22 listopada 2012

Nieokiełznany Milowy Las

Jem sobie czekoladę. Nie dałabym rady bez jakiegoś słodkiego pocieszenia.

Po zakupach nerwica trochę mi zeszła ale jak wróciłam do domu to wszystko wróciło. Muszę się uczyć na chemię. Jeśli tego nie poprawię to grozi mi trójka. Właściwie to tylko naukę mam pod kontrolą a to jej mi najbardziej brakuje.
Właściwie to chyba jestem chora.

Nie wiem jak będzie za tydzień ale wiem że będzie ciężko.
Chcę już wszystko miec z głowy.
Wrócę jak się dowiem.


środa, 21 listopada 2012

Lego lego.

Wzięłam dwie tabletki przeciwbólowe. Zaraz mnie tu nie będzie.

Nie chcę mi się gadać o tym gównie bo bardzo źle na to reaguje. Mam dosyć niedopowiedzeń i wiecznego strachu. (...) Cisza.

Jeszcze  chwila i leki zaczną działać.

Jestem wyjątkowo nie w formie. Musiałam wyjść na brutalny chłód, żeby doprowadzić siebie do pionu. Nie wiem... Nie wiem czemu takie rzeczy dzieją się w takich ważnych sprawach. Spierdoliłam pracę na konkurs. Oklaski dla mnie, Jeszcze nigdy nie popsułam tak płótna. Szkoda że nie da się tego zniszczyć i wyrzucić w cholerę.

Rozwalili mi moją przeglądarkę i wszystkie dane przepadły.
Czuję się na prawdę źle.
Nie mam ochoty udawać, i pisać..

Wiem tylko że myślenie nad dzisiejszą dyskusją mnie uspokaja.
Jak myślicie, Czy człowiek pierwotny (homo sapiens, epoka kamienia łupanego), wykorzystując pierwsze zdolności, które dziś nazywamy komunikacją, wykorzystywał do porozumiewania się z innymi czy wyrażania siebie?
Prościej - Czy homo sapiens rozmawiał ze swoją żoną o pogodzie, czy o sensie istnienia?
Czy człowiek jest sztuką?
Co było pierwsze, pospolita rozmowa czy poematy?
Czy Bóg był  artystą?

Już działają. 

wtorek, 20 listopada 2012

Efekt zmierzono nie zamierzony.

ach.

Konkurs z angielskiego napisany. Jestem z siebie nawet zadowolona choć wiem że mój poziom wysoki nie jest. Nie liczę na dużo ale było fajnie.
Kartkówka z fizyki - luz. (Boże... jak ja się cieszę, że nadszedł taki dzień w którym mogę to powiedzieć*_*)  Co prawda nie odpowiedziałam w pełni na jedno pytanie bo nie wpadło mi do głowy żeby tak to napisać, ale liczę na łaskawość p.R.

Na dziś mam prosty plan.
Muszę trochę odpocząć i o niczym nie myśleć...Poniemyślę sobie tak dopóki Marta się nie odezwie. Wejdę do biblioteki. Mam ochotę na coś lekkiego bo Błękitnokrwiści już mnie męczą. Muszę powiedzieć, książka ma super fabułę. Pisarka stworzyła świat. Spodobał mi się i ta właśnie rzecz trzymała mnie przy tej książce (właśnie to ubóstwiam w książkach). Muszę jednak przyznać że od tomu Dziedzictwo akcja całkowicie spadła i ograniczyła się do minimum. Odkładam ją na później. Tymczasem zrelaksuję się nad Speak. Przeczytam ją znowu. Kocham ją <3
Na mikołajki dostanę Pocałunek Śmierci ale przedtem przeczytam pozostałe dwie części od początku ;D Szybko to skończę więc myślę że jeszcze w tym roku zabiorę się za Zmierzch. Planuję jeszcze raz przeczytać Harrego, lecz tym razem włącznie z pierwszą częścią :)

Jak wrócę z biblioteki, zostaje mi tylko biologia. Dobrze się nauczę bo to ocena na nowe półrocze, chcę dobrze zacząć i walczyć o piątkę od nowa.

Nie mam zamiaru kończyć wcześnie bo chcę położyć się spać zmęczona. Doskonale pamiętam jak kończą się noce po ciężkich rozmowach.
Znów ogarnia mnie strach ale tym razem o coś bardzo ważnego. O wszystko i nic . W pewnym sensie nawet o mnie.

Powracając do bardziej naziemnych tematów to w czwartek wybieramy się na zakupy. Planuję jakoś dokończyć uzupełnianie zimowej garderoby. Planuję też kupić najtańsze czerwone rękawiczki i jakoś obciąć palce. Oprócz tego liczę na jakiś fajny sweter i upragnione leginsy. Czapki chyba mam ale muszę jeszcze się upewnić.

Zaraz tu zamarznę. Aga właśnie sobie śpi. Duuużo bym dała żeby w tej chwili móc robić to samo. Z tego co wiem i tak nie potrwa to długo bo jadą do Kościana po cośtam . Niech jadą, Będę mogła sobie śpiewać i wrzeszczeć regułki z bio.

No tak, Nie kupuję prezentu Darjodzie ale nie przejmuj się ;) Pierścioneczek dostaniesz! Nawet nie wiem komu kupuję, mam nadzieję że komuś miłemu. Mam nadzieje że dziewczynie. Mam nadzieje że nie Bejdze.

Myślę że Muchy to bardzo fajny POLSKI zespół. Polecam - Anna Bartkowiak.


Wypełnię dziś zeszyt? 
Zostawcie komentarz... :*

poniedziałek, 19 listopada 2012

Dirty & Clean

Zarysowałam cały zeszyt i bardzo się cieszę *__*
Dopiero teraz mogę zauważyć jak takie rzeczy rozwijają.
A zaczęło się od namazgania pomarańczowym cienkopisem w środku nocy.
Ale i tak najbardziej w takich zeszytach lubię to, że gdzieś tam pobrudziłam kartkę ketchupem z nocnej kanapki, gdzieś strony podziurawiły się od łez... Następny pamiętnik, tylko trochę inny.

Mimo wszystko lubię się uzewnętrzniać. Właśnie dlatego mam dwa blogi, pamiętnik i takie tam. Mogłabym to mówić. Ale nie zawsze chcą mnie słuchać, co jest normalne, nie zawsze mam ochotę, siłę. Nie zawszę chcę widzieć reakcję.

Postanowiłam dać z siebie więcej na tym blogu. Jest dla mnie najważniejszy z tych wszystkich, które mam, miałam. Co prawda pisałam go już na trzech stronach ale uważam go za jeden blog. Kiedy będę miała trochę czasu, to przeczytam ten stary... Czemu nie? ; )

W naszej szkole trwa remont *___*
Nie można wychodzić na boisko. I siedzimy cały czas w szkole. Żeby się przewietrzyć trzeba z niej wyjść. Ale chociaż nam pozwalają. Zaczyna się ciężki tydzień. Muszę się postarać w szczególności że niemiecki wrócił... -,-" Czas się ogarnąć.

W środę na zajęciach kończymy prace na konkurs... Boję się bo moja miała wyglądać całkiem inaczej.
Od razu pogodziłam się z tym, że o jakimkolwiek wyróżnieniu można pomarzyć ale chcę być z niej zadowolona. To tyle. Z drugiej strony, gdy wyślemy nasze płótna to zajmiemy się teorią i liczę na poważny start. Zaczniemy od martwej natury a później studyjna anatomia. Jakoś poradzę sobie z tym że nie dostanę piórka w ręce. Ale ukradnę go do domu, kupię tekturę i sama zrobię jakieś grafiki. Taak<3 Już długo nad tym myślałam. Te rysunki z zeszytu nie są złe. Mogłabym je wykorzystać. Tak... Ale jedyną, i najważniejszą przeszkodą jest brak czasu. Pieniądze z resztą też by się przydały. Nie mam ani ekoliny, ani aqarel... Musiałabym coś wymyślić.

Oprócz tego bardzo jestem zadowolona z złożenia konta na Tumbrlrze. Nie tylko dlatego że mogę tworzyć coś swojego z tego co stworzyli inni ale dlatego że grzebanie po różnych stronach daje wiele możliwości. Znalazłam tam milion pomysłów, wzorów, rozwiązań. Dzięki temu cały czas się czegoś dowiaduję a na tym właśnie mi zależało. Był to mój cel na ten rok, choć w tym zimowym, letnim zamieszaniu zapomniałam o tym. Odstawiłam to. Ale kiedy już wróciłam to zdałam sobie sprawę z tego jaką daje mi to przyjemność.

Mogłabym o tym pisać wiecznie. Nie mam takiego zamiaru ale może więcej będę tu pisać o swoich zainteresowaniach. Po to są blogi, prawda? Mam już dość gadania o głupotach. Ale na pewno jakieś się znajdą.

Cóż... Może czas na dojrzałe, blogowe zmiany?


niedziela, 18 listopada 2012

Turning my eyes.

Moja zdolność serfowania po internecie zanika. Zatem więcej czasu spędzam na stałych stronach i ich nie zaniedbuje. Może to się nie zmieni. Szczerze -  mam taką nadzieje bo moje blogi znaczą dla mnie dużo a przy okazji mniej czasu spędzam na badziewnych stronach.

Coraz częściej zwracałam uwagę na muzykę. Słyszałam ją wszędzie i nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. W autobusie jadąc na wycieczkę, w sklepie kupując paczkę gumy z Martą... I pewnego dnia, nieświadomie włączając ją na YT już wiem. Wiem gdzie ją słyszałam. Przypominam sobie wszystko. Dlatego  wczorajsza noc w kinie jest taka wyraźna. Momenty z muzyką są pełne. Na długi czas ostają wyryte w mojej pamięci.

I teraz patrząc przez okno wiem że nadszedł taki czas, w którym muzyka będzie zastępować kolory, niewypowiedziane słowa. Bo jeśli już nie ma mgły, to nawet kolorowe bloki są szare.
Ale mimo wszystko bardzo lubię ten okres. Dlatego że często wtedy jestem prostolinijna w moich czynach. Nie błądzę, widzę wyraźnie to, co czuję. Choć są wyjątki, rzecz jasna.
Ta pogoda nas bardzo ogranicza. Nie daje nam wyboru.  Ignoruje nas. Nie tak jak w wakacje. Wychodząc z domu mam milion możliwości. Teraz zostaje tylko spacer.
I tak bardzo je lubię.

Co do szkoły to było bardzo dobrze. Teraz trochę się zachwiało ale to nie ważne bo już wiem że się nie poddam. Sprawdzałam swoje oceny na półrocze i teraz muszę tylko subtelnie podpytać się nauczycieli czy nie jestem w błędzie. Jest kilka przedmiotów które muszę poprawić, właściwie to utrzymać się na takim poziomie na którym jestem. Niestety moja piątka z biologi przepadła przez jedną kartkówkę z witamin i pierwiastków. Ale osiągnę swój cel. Jak nie teraz to w czerwcu! I nie wmawiajcie mi że nie.

Mama zaczęła mnie wspierać jeśli chodzi o naukę. Już nie tylko wysłuchuje ale włącza się w rozmowę. Pokazuje mi błędy, których nie widzę, choć w trochę chamski sposób uważam że to dobrze. Może to czasem uciążliwe i się tym przejmuję ale to tylko dlatego że mama jest panikarą. Ale jej zależy. Tak jak mi.
Zostaje jeszcze sztuka.
Pozwoliła mi jechać do Poznania na warsztaty w ferie ale do ferii jeszcze daleko i nie podano jeszcze żadnych zajęć na Zamku.
Skontaktuję się z Kuzynką. Myślę że mi pomoże. Ale teraz muszę lecieć do kościoła.


sobota, 17 listopada 2012

Pelican.

Jestem totalnie zmęczona i czuję się dokładnie tak, jak się spodziewałam.

To było niesamowite.

wiem że trochę słabe, ale na temat. 





Ale niech już ten dzień minie.... proszę mnie nie męczyć.

wtorek, 13 listopada 2012

I'm gonna let it happen to me.

jejku.

Tyle pytań.
Doskonale wiem że jeszcze nie znam nikogo, kto mógłby na nie odpowiedzieć. Szkoda że rozsadzają mi głowę i nie potrafię myśleć...

And it's hard to dance with a devil on your back
So shake him off,



sobota, 10 listopada 2012

one eye open.

Nawet nie chce mi się myśleć o tym co się dziś stało. Dlatego nie będę. Nie będę pisać, myśleć.

Dawno nie płakałam.
Płaczę wtedy gdy jestem zła, zagubiona, wściekła. Kiedy coś tracę, bezpowrotnie.
Straciłam dzisiejszy dzień i zaufanie. Na dłuższy okres. Szkoda że przez rzecz, która
wcale nie powinna nic zmienić.

Ale hola, hola. Miało nie być o dniu dzisiejszym. Dlatego będzie o jutrzejszym.

 Mama czuje się lepiej. Była u lekarza. Ma zapalnie jakieś dziwnej części ciała. W każdym razie, brzmi niegroźnie. Mam nadzieje że tak też jest. 

To jest notatka z  listopada z zeszłego roku. Bardzo się pomyliłam wypisując te słowa. Nie lubię do tego wracać. Chyba nawet nigdy tego nie robiłam.
Mówiłam sobie, że takie rzeczy nie spotykają zwykłych ludzi. Takich jak ja. Ale tak na prawdę się bałam.
Każdy dzień mógł być lepszy lub gorszy. Nic nie wiedziałam. Mówiłam sobie że istnieją dwa powody przez które nikt nie powiedział mi co się dzieje. Pierwszy (który był jedyną rzeczą która dawała mi siłę) - gdyby było źle, na pewno bym wiedziała, na pewno by mi powiedzieli. Drugi - nie mówią mi bo nie zasługuję, nie ufają mi.
Dziś wiem że był trzeci powód. Po prostu się bali. Byli tchórzami i egoistami. Ale to się skończyło. Pewnego dnia wytarłam ostatnią łzę, która spadła właśnie z tego powodu. Jakoś pozbierałam wszystko i może nie udolnie poszłam dalej. Byłam o wiele bardziej ostrożna.
Zwracałam uwagę na szczegóły. Kiedy wszystko było już dobrze, nagle chciałam się zabawić i żyć chwilą.
Wypowiedziałam słowa, które diametralnie zmieniły tak dużo. "Chodźmy na huśtawki" Tak, to jest piękny cytat. W każdym razie nie chcę o tym pisać. Każdy kto powinien wiedzieć, wie co wydarzyło się w noc sylwestrową.
Kiedy minęła z całej siły próbowałam żyć jakby nic się nie zdarzyło. Choć myśl o tym sprawiała że coś czułam. Trudno w tedy było o radość. Chciałam coś czuć. Bo byłabym zombie. I stałam się zombie.

Jestem w totalnym proszku od dokładnie tygodnia. Nie wiem czy to widać czy nie, rzecz w tym że byłam w tedy w przekonaniu, że moje problemy są nie ważne. I sądzę że dobrze zrobiłam.

Okłamywałam się że wszystko będzie dobrze. Że nadejdzie grom z nieba i zamieni moje życie w piękną bajkę. Stanę się piękna w środku i na zewnątrz. Kładłam się spać z nadzieją że będę innym człowiekiem. Budziłam się taka sama.
Chciałam coś zmienić. Wziąć sprawy w swoje ręce. Zacząć sama zmieniać siebie, świat, otoczenie. Byłam naiwna. Chciałam coś zmieniać. Źle zaczęłam. Mierzyłam zbyt wysoko. Odnosiłam jedną porażkę, po drugiej. Miałam pretensje do całego świata. Bo on toczył się dalej. Zaciskał pięści i szedł dalej. Ludzie chcieli mi pomóc. Przyjaciele nie chcieli mnie zostawiać. Ale nie mieli wyjścia. Nie pozwalałam im mi pomóc.  Bałam się przyznać że to się dzieje ot tak. Nie wiedziałam co powiedzieć.

Teraz wiem, że to co było wcześniej jest trudne ale nie aż tak. Przede mną o wiele więcej pracy. Więcej wysiłku. Czy jestem gotowa? Oczywiście że nie. Jestem typem lenia. Teraz wiem...Wiem że są ludzie na których mi zależy i na odwrót.. że warto pracować choćby po to by być podporom dla nich.
 Och ja naiwna. Następny wzlot. Chciałam być taka jak reszta pierwszoklasistek. Najprostsza droga : zapomnieć o tym co było, zakochać się w starszym koledze i żyć dalej. Teraz się tego wstydzę i z premedytacją omijam ten niewygodny temat.
W między czasie była zima. Zimna, nawet bardzo ale mnie przede wszystkim kojarzy się z ciepłem. Pięknymi  wieczorami. Żółtymi martensami Marty i futrzaną czapką Ewy. Każdy uśmiech był na wagę złota. Ale go nie doceniałam. Szkoła taka biała. Nie zdawałam sobie sprawy jak pięknie wyglądała połączenie starych buków i kasztanowców otulonych śniegiem i czerwonych radioaktywnych cegieł.
Przytłoczyła mnie nauka ale byłam szczęśliwa. Marnotrawiłam wszystko co mnie spotkało. Nie doceniałam chwilowych uniesień. Tylko czekałam aż coś się spieprzy. I tak się działo. Przez male rzeczy. Złą ocenę, pokrzyżowane plany czy zwykłą zachciankę. Aż w końcu w okolicach marca, maja postawiłam kawę na ławę.

Znać jego zapach. Dotykać jego dłonie. Mierzwić jego włosy. Znać go na pamięć. Wiedzieć kiedy i co robi. Mieć go przy sobie. Wiedzieć że istnieje. - Tego bym chciała. 

Chciałam być dla kogoś ważna. Już nie w ten naiwny sposób. Chciałam wiedzieć co jest najważniejsze. Z czasem wmówiłam sobie, że obecność lub nieobecność drugiej osoby jest zależna od mojego szczęścia. Nie potrafiłam powiedzieć sobie że potrafię być silna sama. Tęskniłam za tym czego jeszcze nie miałam. Potrzebowałam nowej siły. Była wiosna wszystko się zmieniało. Wszystko szło dalej a ja znów miałam wrażenie że stoję w miejscu. Nie mogłam się ruszyć.
Działo się coraz gorzej. Dochodziłam do niefajnych wniosków. Sądziłam że jestem nieodpowiednia. Że czegoś mi brakuje. Że nie zasługuje. Nie dawałam sobie rady. Trudno mi było wstać z łóżka. Nie miałam ochoty jeść, pić, istnieć.

Jakie mam plany do końca roku, nie wiem. Chyba boję się wakacji, wolności. Przede wszystkim braku zrozumienia co wiąże się z samotnością, której bardzo się boję, chyba najbardziej. Co z tym zrobię ? nie wiem. Muszę coś postanowić. Wprowadzić jakieś zmiany. Ale nie wiem jakie. I to jest ta głupia wolność. Pragnienie do bycia indywidualistą, i brak weny. Dla mnie to wszystko znaczy - porażka. 

Uważałam że nie ma już dla mnie nadziei. Kolejne wzloty i upadki. To było nie fer! Dlaczego inni tak dobrze się mieli? Nie widziałam najmniejszej nadziei. Miałam krótki plan. Przeżyć maj i czerwiec. Po prostu iść i się nie zatrzymywać. Miałam dość bycia słabą. Nie pozwalałam sobie na czucie czegokolwiek. Miałam po prostu istnieć. Liczyć dni do końca szkoły.
Jakoś doszłam do końca. Cholernie niezadowolona. Przeklęta przez Boga dwoma cechami charakterystycznymi - perfekcjonista i leń. Złe świadectwo i niedosyt. Ale po tym wszystkim nadal miałam o sobie zdanie. Zatarte przez tysiące dni, nocy chwil, łez, uśmiechów,

Byłam taka nietykalna. O wiele silniejsza niż w rzeczywistości. Prawdziwa pełna emocji i cholernie niespokojna. Zawsze mnie coś gryzło. Zawsze czegoś szukałam.

Napisałam to w lipcu. To był ciężki czas.

 Czasem w nocy budziłam się i czułam jak z nieszczęścia nie chce mi się nic. Jedyne czego  chciałam to stały czysty uśmiech na mojej twarzy. Brakowało mi kogoś kto uszczęśliwiałby mnie, przy tym kimś mogłabym zapomnieć o tej szarości. (...)   Kiedyś ktoś już powiedział mi że, żeby mnie uszczęśliwi zrobił by wszystko. Gdy było po wszystkim cisza, bezradność i te słowa bolały najbardziej.
Coś wisiało w powietrzu ale tym razem to miało zmienić mój tok myślenia. Całe wakacje dochodziłam do wniosków. Tych cięższych i lżejszych. Ale nadal nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Jak poprowadzić swoją drogę, kim jestem, jakie jest moje zadanie w świecie i na reszcie - jak być szczęśliwą? 
Powoli dochodziłam do wniosków. Ogarniałam w głowie wszystko co mnie otacza. Czułam swój każdy oddech. Czas mnie gonił. Ostatni tydzień wakacji nie był nudny. Zawsze trzeba było coś zrobić. Z czegoś się pośmiać. I nagle mnie olśniło. 

Ale się boję... że mają racje, że wszystko co dobre nie istnieje. Żyje na tej nadziei, która jest dla mnie siłą.Bo ideałem jest dążeniem do ideału, a szczęściem dążeniem do szczęścia. Tak właśnie.

Byłam i nadal jestem zdeterminowana. Działam na swoją korzyć. Mam zasady. Nowe lepsze. Mam przyjaciół. Silniejszych, dojrzalszych.
Nadal mnie gnębią problemy. Ale radzę sobie z nimi inaczej. Lepiej. Dorosłam przez rok. Nadal jestem smarkatym gimbusem, nie ma to, tamto.

Pisałam to wszystko nie dlatego żeby znów coś sobie przypomnieć, udowodnić. To jest moje życie. Moja historia. Moja przeszłość. I nauczyła mnie wiele. Chciałam wyznać prawdę. Pokazać wam (sobie trochę też)
jaka jestem jaka byłam. Otworzyłam się i bardzo się cieszę. Doszłam do kolejnych wniosków pisząc to wszystko. A jutro to przeczytam. Przypomnę sobie od nowa ten rok i postanowię co dalej.

A teraz znów jem rogale marcńskie i mam nadzieje że historia nie zatoczy koła. Że moja mama nie trafi jutro na pogotowie.


czwartek, 8 listopada 2012

ryptior.

Może w końcu coś napiszę.
Powinnam się uczyć na chemię. Ale po prostu wiem że potrzebuję się gdzieś wypowiedzieć, wypisać.

Mam odciski na rękach, głowa mnie boli i nie mam ochoty nic jeść. Mama mnie wyzywa jak nie jem. Może i dobrze. Właściwie to jadłabym tylko trzybity ale są strasznie słodkie.

Jestem przemarznięta od stania na boisku. Tam wiatr targa wszystkimi. Dobrze że w świetlicy jest okno.
Kiedy przez nie patrzę widzę boisko i po raz setny zdaję sobie sprawę że to jest mój świat. Miejsce w którym powinnam żyć. Zdaję sobie sprawę jak bardzo go nienawidzę. Moja nienawiść przemienia się w nieograniczoną miłość. Bo mówię sobie "jeszcze dwa lata". I zalewa mnie fala paniki.
Chciałabym zostać bo .... Boże! Nie mamy czasu.
W głowie mam chaos. Bardzo bym chciała wyrzucić z siebie całą frustrację i złość. Ale to jest trudne,
Kocham moją klasę. Jest taka kochana. Akceptuje mnie i to co robię, nie ocenia, nie obraża. Widzi plusy.
Kocham ich wszystkich za to że jesteśmy całością. Nawet Julliet jest nasza. I Robcio i Nikoś też <3 Ale jak ich stracę? Co wtedy? Czy będę już dorosła? Czy wszystko się skończy?
Nie chcę tego. Zatrzymałabym czas żeby do tego nie dopuścić.
Ale nie chcę już tu być. Chciałabym więcej. Więcej od życia.

Jasne że jestem szczęśliwa! Uwierzcie mi ale chcę więcej. Chcę więcej ...
Ile mogłabym oddać. Żeby zapomnieć o tym co złe, nieważne, niepotrzebne. Żeby widzieć tylko to co muszę.

Niemam czasu. Znów uciekam. Uciekam od tego o czym marzę bo się boję.
BO JESTEM PIEPRZONYM TCHÓRZEM.

Wiem co jest dla mnie dobre.

ZADUŻOZADUŻOZADUŻOZADUŻOZADUŻO. ....
nie wiem już o czym myśleć więc zrobię to co mi karzą. A później powiem że tak wygląda moje szczęście.

Lecz oddałem Ci wszystko
Lecz wydarłeś mi to z rąkI przysiągłeś, że wszystko straconeI wydarłeś mi wszystko co miałemTylko po to by powiedzieć, że wygrałeś
Więc teraz ty wygrałeś


środa, 7 listopada 2012

jeeeeeejku!

Chciałabym być odważna.
Chciałabym ....

A gdyby to wszystko się tak nie skończyło?
Jakimi ludźmi byśmy byli?
Bylibyśmy szczęśliwi?

Może mogłabym ci spojrzeć w oczy?

poniedziałek, 5 listopada 2012

tak tak

rzuciłam fizykę w kąt.
Za chwilę zwymiotuję.

Widziałam dzisiaj wielu ludzi i ... i sądzę że, że pan z serialu ma racje.

Boże.... pomóż mi!

niedziela, 4 listopada 2012

you care.

W domu pachnie plackiem.
Na obiad mamy pyszne roladki, moja mama z nich słynie.
Lada chwila przyjedzie wuja. Kochany, starszy braciszek mamy i najdroższy synek babci.
Kompan mojego taty i chrzestny mojej  siostry.
Tylko ja nie mam z nim nic wspólnego. Nieważne.
Kiedyś miał takiego psa. Nazywał się Maks. Ale zdechł.

Dzięki ci Boże za piekarnik. Mama się czai i karze mi się uczyć. -,-"
Nie napisze dziś nic.

Gdybym tylko mogła - zrezygnowałabym ze snu. Nie chcę żeby śniło mi się to, o czym już dawno powinnam zapomnieć.

Podświadomość resztkami sił walczy o swoje.

piątek, 2 listopada 2012

beetwen.

Powinnam się uczyć.
Ilość obowiązków mnie przytłacza. Powinnam robić cokolwiek!

Zamknij drzwi. Nie mam ochoty was słuchać.

Jest piąta a na dworze już jest całkiem ciemno.
Zaciągnę rolety i będę miała wszystko w dupie.

Nie chce mi się już.
Mam dość.
Wszystkim jest ciężko.
Zaakceptuj to, albo wypierdalaj.


czwartek, 1 listopada 2012

I'll wait for you But if you can't find the time Then cut me loose


Nie będzie nam płakać i drzeć.
Nie będzie nam brak siebie.


What ever.

Będę marznąc na cmentarzu i liczyć znicze.
Lepiej  się do mnie nie odzywać.