sobota, 24 listopada 2012

soluszons.

Beznadziejnie kazanie w kościele... Bardzo pesymistycznie zaczynam notkę ale taka prawda. Przyznam, że nie słuchałam uważnie wszystkiego. Wychwyciłam kilka zdań, które przeczyły same sobie. Nie ważne...

Dzień zaczął się od miłego poranka w łóżku. Zjadłam sobie śniadanie i posprzątałam w samotności bo wszyscy pojechali na zakupy.Zrobiłam też obiad i jakoś próbowałam się zabrać za lekcje ale robienie sernika z mamą było fajniejsze. Jako superbohater stertę zadań z całego tygodnia zrobiłam w pół godziny przed kościołem. W między czasie zrobiło się tak ciemno że gdy wyszłam z domu o 16.45 było już totalnie ciemno.
Po kościele przeszłyśmy do mnie i sama nie wiem jak minął nam czas do 21.00

Teraz siedzę sobie przed telewizorem i oglądam Kevina. Za chwilkę muszę oddać komputer Agnieszce bo chciała oś załatwić.(Kevin wygląda jak Markus)

Święta się zbliżają a tym czasem przyszedł adwent! Z chęcią przejdę się kilka razy na 6.00 z Marta.
Chciałabym się zastanowić co  dostać na święta. Za każdym razem gdy się nad tym zastanawiam dochodzę do wniosku że wszystko już mam. Ewentualnie jedna książka i farby. Ale kiedy myślę o tym co mogłabym mieć to szaleję na punkcie wszystkiego. Dajcie mi radio i płytę BBC. Tak tegoo bym chciała. Ale nadal nie wiem o co prosić. Może czas w końcu na miłe, rodzinne święta?

idę uzupełnić zeszyt.

1 komentarz:

Pisz, pisz.